Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 9. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 9. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 9

http://www.youtube.com/watch?v=kBnDRN6bbUM

''Litość jest najtańszym uczuciem ludzkim"

Lecę. Unoszę się niczym liść porwany przez jesienny wiatr, zupełnie jakbym płynęła po bezkresnej głębi oceanu nie czując gruntu pod nogami. Czuję się wolna. Wolna i szczęśliwa.
Upał jest tak odczuwalny, że niemal rozpływam się, duszę i palę naraz. A więc tak wygląda miłość. To oderwanie się od rzeczywistości, uruchomienie niewidzialnych wcześniej skrzydeł, które chcą zaprowadzić cię jeszcze głębiej i bliżej tego uczucia. Nigdy o tym nie myślałam. Nigdy nawet nie śniłam o miłości. Była mi nie potrzebna, teraz wiem, że to on pozwala na pozostanie wiernym sobie.
"Jesteś bezpieczna" - słyszę delikatny jak aksamit głos gdzieś nade mną.
"Nigdy cię nie skrzywdzę"
Chcę odpowiedzieć, że wiem, że wierzę w jego słowa, ale zamiast tego milczę i dalej dryfuję w niebiosach. Czuję suchość w ustach, coś skapuję z mojego czoła, orientuję się, że to pot. Dzień jest wyjątkowo gorący.
- Zabierz mnie stąd. - w końcu wypowiadam z trudem słowa, boją się, że nie odpowie.
- Gdzie chcesz się udać? 
- Gdziekolwiek. Chcę być z tobą.
- Wiesz, że jest to niemożliwe. 
- Co? Dlaczego? - pytam i powstrzymuję się przed parsknięciem z niezadowolenia, kiedy wzrok zachodzi mi mgłą, a gardło zaczyna pulsować, zdaję sobie sprawę, że płaczę. 
Czyżby aż tak dotknęły mnie jego słowa?
- Ponieważ muszę coś zrobić, dokończyć to co zacząłem.
Nie pojmuję jego słów. Nie mówi jasno albo to ja nic nie rozumiem.
- Co takiego musisz dokończyć?
- Muszę cię zabić, Evie. 
Wtedy ktoś - nie widzę go, ale intuicja podpowiada mi, że jest znacznie większy niż ja - podcina moja skrzydła. Skrzydła, które miały mnie zabrać do raju. I spadam, spadam bez końca. Historia miłości kończy się tak szybko jak się zaczęła. Twarz mam mokrą od potu i łez, serce bije jak oszalałe. Dotychczas błękitne niebo przybiera barwę. Nie ma już nic, nic oprócz słów, które bez końca pałętają się w mojej pamięci: "Muszę cię zabić, Evie"

Gwałtownie złapałam oddech mocniej ściskając oparcie krzesła, na którym się znajdowałam. Coś kapało z mojej głowy, podejrzewałam, że to pot lub krew. Ewentualnie oba.
Starałam się uspokoić, nie było to jednak łatwe. Dlaczego muszę mieć te jebane koszmary?!
Ignorując okropny ból brzucha i czaszki rozejrzałam się dookoła. Dalej tu byłam. Pokój Louisa. Światła były zgaszone, a rolety s oknach zasunięte, otaczała mnie ciemność. Pamiętam. Pamiętam wszystko ci mi zrobił. Począwszy od szarpania za włosy i wielokrotnego policzkowania po obijanie całego ciała. Krew, tak dużo krwi.
Dziwiłam się, że jeszcze żyję, już dawno powinnam wąchać kwiatki. Nie przestałam też logicznie myśleć. Chyba.
Milczałam. Mimo, że miałam ochotę płakać, krzyczeć, jęczeć i kląć to tego nie robiłam. Wiedziałam, że tylko niepotrzebnie traciłabym energię. Czyżbym pogodziła się ze swoim losem? Tak, myślę, że tak. 
Umrę, to nieuniknione. Nie boję się śmierci, dużo nad nią myślałam. 
Chciałabym, żeby ubrali mnie w tą koronkową czarną sięgająca do połowy ud. Dorwałam ją w koszu z kartką 'wszystko po dwadzieścia' w lumpeksie na obrzeżach miasta. Mimo, że dla innych obleśne jest ubieranie się w secondhandach ja zawsze dostrzegałam w nich magię. Wróciwszy do pogrzebu.
Chciałam żeby trumnę ozdabiały białe szarfy z dopiętymi różowymi goździkami. Miałam także nadzieję, że do ramki stojącej przy ołtarzu podczas ceremonii nie wzięliby zdjęcia z zimowego balu. Miałam wtedy strasznie zniszczone włosy, a to wszystko przez tygodniowy pobyt u wujka Stana, dla którego życiowym mottem były słowa 'poker i cygaro to prawdziwi przyjaciele człowieka'. Śmierdziałam dymem papierosowym jeszcze długo po powrocie. 
Tak, to byłby piękny pogrzeb. O ile pogrzeb może taki być.
-Zmasakrowałeś ją.
Dopiero tera zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama. Louis wraz z Liamem stali tuż obok i lustrowali mnie bez żadnej krępacji. W normalnych okolicznościach oblałabym się rumieńcem, ale teraz ledwo miałam siłę by oddychać i trzymać powieki otwarte.
- Teraz jest przynajmniej przytomna, przez chwilę myślałem, że nie żyje.
Halo! Ja tu jestem! W myślach machałam im dłonią przed twarzami. W rzeczywistości patrzyłam pustym wzrokiem gdzieś przed siebie. 
- Nie dziwię się, wydaję mi się, że przy tylu obrażeniach mogła dostać wstrząsu mózgu, i jeszcze ten brzuch.
- Wkurwiła mnie, wiesz, że czasem nad sobą nie panuję.
Liam zaśmiał się sztywno, uniósł do góry palce i zamknął 'czasem' w cudzysłów.
Nagle poczułam ciepło, które przedzierało się od żołądka i zmuszało mnie do wypuszczenia go. 
Zwymiotowałam, ale nie byle czym, to była krew.
Odkaszlnęłam jeszcze i spuściłam wyczerpana głowę. 
- Cóż. - przekrzywił głowę na lewą stronę i cmoknął ustami. - Teraz mam pewność, że to wstrząs.
- Da się coś z tym zrobić?
- Musi leżeć, dużo odpoczywać i pić.
Coś mi podpowiadało, że Liam nie był byle gangsterem, może to lekarz, w końcu jego wiedza medyczna jest dość duża.Jeśli to co mówi jest prawdą to zginę szybciej niż przypuszczałam. Trudno mi będzie odpocząć w domu pełnym dilerów, morderców i innych bandziorów. 
Louis wsadził dłonie do kieszeni spodni i przechadzał się w te i we wte po pomieszczeniu.
- Skoro tak mówisz. Powiedz Adamowi żeby przygotował jej nowy pokój i podstawił tam jakiegoś człowieka. Ktoś musi ją pilnować, sprawdzać czy nie wyrzyguje sobie płuc lub innego cholerstwa. 
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, była opanowana jak nigdy, a zarazem zimna jak lód. Louis przeczesał palcami włosy i zatrzymał dłonie na karku. Wypuścił głośno powietrze przez usta i zagryzł wargę.
Może uderzyło go poczucie winy?
Coś mnie podkusiło i skierowałam swój wzrok na jego oczy. Nie były ciemne jak przedtem, były w normalnym dla niego odcieniu turkusu. Może powiedzieć, że w tamtym momencie je podziwiałam, kojarzył mi się w morzem. Kiedyś bardzo lubiłam chodzić w nocy po plaży, siadać na mokrym piasku i obserwować fale uderzające o brzeg. Oczywiście robiłam to tylko latem gdy odwiedzałam rodzię w Ameryce. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, pierwszy raz nie patrzył na mnie z przekonaniem, że to on ma władzę, nie było między nami bariery i chłodu. Po raz pierwszy się nie bałam. Choć nie miałam pewności czy nie zrobi mi krzywdy. Dostrzegłam w nim człowieka, a nie bezdusznego potwora. 
- Już się za to biorę.  
***


Nowy pokój przypominał poprzedni. Ściany miały ten san ciemny odcień, a meble były pokryte tą samą farbą. Leżałam w łóżku, co chwila sięgałam po szklankę i czerpałam z niej porządny łyk wody. Kiedy teraz o tym myślę nie widzę w tym żadnego sensu. Byłam przekonana, że Louis nie bez powodu kazał się mną zająć, już nie raz mnie pobił i wtedy nie udzielił mi całodobowej opieki. Albo jest ze mną aż tak źle albo szykuję coś z moim udziałem. 
Czyżby kolejny prezent dla moich rodziców?
Skierowałam swój wzrok na drzwi, przy których stał Oliver. Czy to nie ironia, że właśnie on ma mnie pilnować? W momencie, w którym stanął przy moim łóżku i dostrzegł wszystkie obrażenia, pierwszy raz widziałam furię w jego oczach. Do tej pory co jakiś czas mruczy po nosem wiązanki przekleństw. Biedak zarzuca sobie, że go przy mnie nie było, że nie mógł mnie uratować.
-Jak się czujesz? - jego przepełniony troską głos wybudził mnie z transu w jakim się znajdowałam.
- Bosko. - odrzekłam i wydęłam usta. Moje zakrwawione ubrania zostały zastąpione innymi. Starałam się nie myśleć skąd je wzięli. 
- Serio się pytam - warknął, zmarszczka na jego czole pogłębiła się. - Jak bardzo cię boli?
- Prawie nie czuję. - skłamałam, liczyłam, że moje słowa brzmią autentycznie.
Uniosłam do góry prawą dłoń, a lewą położyłam na sercu. - Przysięgam.
Chłopak zaśmiał się, a jego usta ułożyły się w uśmiechu. Wyglądał teraz tak prawdziwie, uroczo i swobodnie. 
- Evie ... - spojrzałam na niego, miał wyprostowane plecy i poważny wyraz twarzy. - Wyciągnę cię stąd, obiecuję. 
- Wierzę ci, Oliver. - zamilkłam i po chwili dodałam ciszej. - wierzę.  
Brunet otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz, chciał się upewnić, że żaden nieproszony gość nie kręci się blisko nas. Kiedy drzwi ponownie się zamknęły poczułam narastającą w gardle gulę. Moje tętno z niewyjaśnionych powodów nagle przyspieszyło, a oddech stał się nieregularny. Na moment zapomniałam o bólu i ranach, zrzuciłam z siebie kołdrę i stawiając stopy na zimnej podłodze zbliżałam się do przyjaciela. Przyjaciela? Czy on nadal nim jest? W końcu mieliśmy kilka seksi scenek, nie prawda? 
Pokręciłam przecząco głową aby pozbyć się głupich myśli. Oliver chwycił za kołnierz swojej koszuli i poruszył nim kilka razy, zapewne aby zmniejszyć temperature ciała. Wszytko działo się tak szybko.
Jego wargi na moich, ich delikatny, ale zarazem namiętny dotyk, sposób w jaki muskał moje usta wypełniał mnie rozkoszą? Przyjemnością? Szczęściem? 
Zarzuciłam mu ręce na kark, a on objął mnie w talii. Czując znaczny przypływ energii podskoczyłam i nie przerywając pocałunku oplotłam go nogami. Zadrżałam z kontakcie z zimną ścianą, do której zostałam przycisnięta. 
Nasze języki toczyły zaciętą walkę, mimo, iż starałam się być jak najbardziej waleczna przegrywałam z chłopakiem. Czy on brał jakiś kurs 'zajebistego całowania'? Słyszałam jak mruczy coś pod nosem. Chciałam wykrzyczeć 'och, bierz mnie tu i teraz', ale zamiast tego przerwałam pocałunek i drżącym głosem wypowiedziałam jego imię. 
- Naprawdę cię kocham, Evie. - rzekł kładąc swoje czoło na moim, jego oddech łaskotał moją szyję, ale nie dałam tego po sobie poznać. - Nigdy mi nie odpowiesz prawda? Czekam na to cały czas. Na te dwa przeklęte słowa. 
Rozumiałam go. Gdybym była na jego miejscu też byłabym skołowana, chciałabym, że druga osoba postawiła sprawę jasno - kochasz mnie albo nie.
Tylko, że ja nie potrafiłam tego powiedzieć. Nie mogłam być niczego pewna, a tym bardziej uczuć. Kurwa, jaka ta miłość jest skomplikowana. Ugh.
- Nie musisz bać się swoich uczuć, one cię nie zranią, bo prawdziwą bronią jest człowiek. - miał rację, ludzie ranią siebie nawzajem, tak było zawsze i tak już zostanie. 
- Wiem. Rzecz w tym, że nie jestem pewna co czuję. - przerwałam widząc jego rozczarowanie, żal malował się na jego twarzy. Z momentem, w którym odstawił mnie na ziemię zdałam sobie sprawę, że powoli go tracę, że moje słowa rozpoczęły budowę muru między nami. - Oliver.. proszę cię.
- O co? O co mnie prosisz Ev? To ja mam tutaj większy problem! Bo to ja zakochałem się na zabój w dziewczynie, która najzwyczajniej tego nie rozumie.
- Ależ rozumiem! Tyle tylko, że nigdy nikogo nie kochałam, nie wiem jak to jest! Pojmij to! Zależy mi na tobie, za każdym razem gdy cię widzę moje serce zaczyna szybciej bić, chcę cię całować i przytulać. Dajesz mi bezpieczeństwo, którego potrzebuję, ciepło, które pragnę. 
- Więc? 
- Chyba cię kocham. - Tak. Powiedziałam to, ale bez pewności, bez przekonania. Jednak chłopakowi to wystarczyło. Od razu się rozpromienił, dwa dołeczki ozdobiły jego polika. 
Zachichotałam kiedy wtulił mnie w swój tors. Palcem badał ścieżkę na mojej twarzy, jeździł nim po powiekach, nosie i uszach. Dosłownie jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. 
Zamarłam, moje serce przestało bić, a oddech uwiązł mi w gardle. Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk oklasków. Dwie dłonie, jeden człowiek.
Oboje odwróciliśmy się w tamtą stronę. Przygryzłam wargę i schowałam się za ciałem Olivera. Louis stał tam i wpatrywał się w nas ze wściekłością wymalowaną na twarzy, mimo, że jego usta były ułożone w uśmiechu to oczy błyszczały furią, aż kipiały. 
- W chuj słodko. - wskazał na nas palcem - Wiecie co? Podoba mi się wasz związek, jesteście trochę jak Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku.
- Zamknij mordę - Oliver zacisnął szczękę i spojrzał na niego z ukosa.
- Uważaj na słowa gówniarzu. Chyba was pojebało jeśli myśleliście, że ta wasza imitacja miłości może tutaj przetrwać.
- Co ty wiesz o miłości, jesteś potworem bez serca. - zebrałam się na odwagę i wyplułam w jego stronę. Mój ton był przepełniony pogardą jaką go darzyłam.
- Brawo maleńka. Zapraszam was do mnie za piętnaście minut, radzę przyjść po dobroci.
I drzwi się zamknęły.
Napięta atmosfera unosiła się w powietrzu, bałam się i to bardzo. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. To był koniec wszystkiego.
- Będzie dobrze.
Pierwszy raz nie zaufałam jego słowom. Byłam pewna, że nie będzie.

24 kwietnia 2013 r.
Londyn, Wielka Brytania.

Śledczy Tyler Brooks, rodzice Evie oraz kilka innych policjantów siedzieli w salonie rodziny Martin. Na szklanym stole leżały rozmaite zdjęcia i notatki, wszyscy obserwowali je z zaciekawieniem. Sprawa był jasna. Dziewczyna została porwana przez Louis Tomlinsona. Dilera narkotykowego po odsiadce. 
- To wszystko moja wina. - Byron Martin, ojciec nastolatki zadręczał się od dłuższego czasu, wiedział, że to on wpakował Tomlinsona do więzienia i rozumiał, że wszystko odbywa się za sprawą słodkiej zemsty.
- Nie mów tak. Priorytetem jest odnalezienie jego kryjówki, to tam przetrzymuje Ev. Nie będzie to jednak łatwe, niczego nie załatwia sam, posługuję się swoimi ludźmi, a tych ma tak dużo, że rzadko kiedy jeden człowiek pracuje dwa razy w tym samym miejscu. 
Widząc zakłopotane miny obojga Martin odchrząknął i kontynuował.
- Będziemy musieli skontaktować się z naszymi źródłami, przeczesać i sprawdzić wszystkie puste domy, hale i magazynu, Louis ma klasę więc w żadnym zadupiu nie posiedzi. Obejrzymy wszystkie nagrania z monitoringu z tamtego dnia. Nie gwarantuję, że dojdziemy do niego szybko, ale na pewno dojdziemy.
- Dziękuje ci Tyler, gdyby nie ty mielibyśmy tylko marne ogłoszenia. - Connie chwyciła chusteczkę i wydmuchała w nią nos, prawą dłoń miała splecioną w dłonią męża.
- Nie masz za co dziękować. 
Kolejna porcja zdjęć, na pierwszym widnieje samochód, który należał kiedyś do Louisa, drugie zaś pokazuje Evie przechadzającą się alejką blisko London Eye w dzień porwania, trzecie i czwarte to zdjęcie budynku, poprzedniej kryjówki, w której byli wczoraj. 
Tyler do tej pory nie może zapomnieć widoku tych wszystkich trupów, pracuje już w policji dwadzieścia lat i widział wiele, ale to przekraczało ludzkie pojęcie. Bał się o dziewczynę, miał nadzieję, że zdążą na czas.

_________________________________________________
Witam ^.^
Jak tam po sylwestrze? :D  U mnie dobrze, świetnie się bawiłam ;3
Wiem, że musieliście długo czekać na rozdział, ale było tyle okazji, że nie miałam kiedy pisać ;/ Przepraszam.
Bądźcie ze mnie dumni, poprawiłam oceny! <3 Mogę spać spokojnie xd
Dzisiaj ma dla was suchara, z którego śmiałam się przez dwadzieścia minut <nie oceniajcie, to było dobę po sylwestrze, miałam prawo>
Więc :
Rozmowa dwóch kumpli:
- Dzisiaj zapraszam cię na coś mocniejszego!
- Hmm... Na co?
.
.
.
.
.
- Na herbatę z dwóch torebek!  

BA DUMM TSSS XD

co ja robię ze swoim życiem? ;-;

Kocham was i dziękuje za tak dużą ilość komentarz! <3