"Miłość jest jak letni deszcz - przychodzi nagle i niespodziewanie."
Kiedy oderwałam od niego swoje wargi, zorientowałam się, że cała drżę. Nie było spowodowane strachem, bo szczerze mówiąc, pierwszy raz od dawna się nie bałam. Chodziło raczej o jego bliskość. Stykaliśmy się klakami piersiowymi, nasze oddechy mieszały się i tworzyły spójną całość. Jego włosy opadały na lekko zmarszczone czoło, a z twarzy nie schodził cwaniacki uśmiech, który powodował poczucie niepewności gdzieś wewnątrz mnie. A co jeśli to wszystko sen? Bardzo, bardzo dziwny sen ze mną w roli głównej, zwykła osiemnastolatka, która została uprowadzona przez słynnego dilera narkotykowego, a następnie sama się w nim zakochała. Jak to w ogóle możliwe?
Tak, to wszystko przez te oczy.
Daję słowo, można było stracić w nich poczucie rzeczywistości. Błękitne jak morska fala.
Miał zgrabny nos i ładne kości policzkowe. Czułam się jakbym obejmowała greckiego boga. Naprawdę.
Nie byłam pewna czy mogę mu ufać, w końcu przywlókł mnie tu z zamiarem morderstwa, a teraz wyznaje mi uczucie?
Zamykając powieki, cofnęłam się w czasie o kilka minut.
"Podejrzewam, że coś do ciebie czuję. Może nie jest to miłość, ale lecę na ciebie, Ev."
Automatycznie wstrzymałam oddech, albo był dobrym aktorem, albo naprawdę mu na mnie zależy.
- O czym myślisz? - kiedy szeptał do mojego ucha, poczułam przyjemne dreszcze na dole kręgosłupa.
- O tym wszystkim. - odparłam - Zastanawiam się co będzie dalej.
Właśnie, co my zrobimy?
Nie chcę zostać tu na zawsze, pragnę wrócić do domu. Przytulić się do mamy, otrzeć łzy z jej policzków, uściskać tatę i przeprosić za wszystkie okropne słowa, które powiedziałam na kilka dni przed porwaniem. Tęsknie za nimi. I myślę, że choćbym nie wiem jak bardzo ich nienawidziła, i tak będę ich kochać.
- Mam znajomych w Ameryce. Możemy wyjechać, tam nie będą nas szukać.
Zaraz. Zaraz. Zaraz.
Nie!
Ja nie chcę wyjeżdżać! Londyn jest moim domem, tutaj mam bliskich, moje życie należy do tego miejsca.
- Ale .. jak to?
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Teraz mam ogromną ochotę cię pocałować. - kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze i lekko ją rozchylił. Wstrzymałam oddech, nie chciałam mu pokazać, że tak drobny gest wywołał u mnie drżenie. Zbliżyłam się i musnęła jego policzek. Następnie brodę, a potem górną wargę.
- Zwariuję. - mruknął.
Pocałowałam go namiętnie, tak jakby miał to być mój ostatni oddech. Jego ramiona oplotły moją talię. Czułam się tak bezpiecznie.
Morderca, który cię porwał. Zmasakrował ci twarz.
Zamknij się, przeklęty głosie, chcę o tym zapomnieć.
Zapomnieć o ilości krwi, jaką przez niego straciłaś?
Siedź cicho.
- Szefie!
PUF! Nastrój prysł.
- Mhm? - sapnął Louis przerywając naszą czynność.
- Mamy .. małe kłopoty. - w drzwiach stanął jeden z dryblasów. Jego ramię zdobiły kolorowe tatuaże ciągnące się od łokcia, aż po nadgarstek. Podejrzewałam, że był trzy razy większy niż ja.
- Kłopoty? Ethan, wiesz, że nie lubię tego słowa. - przejechał palcami po brodzie. - O co chodzi?
- Policja. - z jego czoła spadały krople potu, nozdrza niebezpiecznie drżały.
O boże. On jest przerażony. - Dużo policji. O ile się nie mylę, to jest to Wydział do Spraw Specjalnych.
- Psy?! Gdzie?!
I nagle jak na zawołanie usłyszeliśmy pierwsze komendy. "Padnij!", "Odłóż broń!" "Szukajcie dziewczyny!"
Panno Chwalebna, Józefie Święty.
Znaleźli mnie!
Louis otworzył szeroko oczy i przeklął siarczyście. Po tym jak chwycił mą dłoń, wybiegliśmy. Od tej pory osłaniali nas Liam i ten ee.. Ethan?
Na korytarzu panował istny chaos. Dużo dom przerodził się w pole bitwy, której byłam centrum. Kilkanaście uzbrojonych, ubranych na czarno komandosów biegało dookoła. Ludzie Louisa strzelali bez opamiętania. Wkrótce ogień otworzyli również policjanci. Kolejne ciało osuwały się na ziemie, miałam ochotę opaść na kolana i opłakiwać ich wszystkich, ale nie mogłam. Tomlinson ciągnął mnie w stronę wyjścia. Acha. Więc postanowił wymknąć się cichaczem, podczas, gdy jego ludzie oddają za nas krew.
W pewnym momencie trzech mężczyzn wpadło wprost na nas. Straciłam równowagę i już po chwili znajdowałam się na ziemi wśród setek stóp. Boże, umrę. Korzystając w siły rąk podniosłam się, ale nigdzie nie dostrzegłam Louisa. To nie może być prawda. Zostałam sama.
~Louis~
- Gdzie Evie?! - krzyknąłem potrząsając Liamem. - Kurwa!
- Musimy uciekać! Chcesz znów trafić za kraty?!
- Nie idę bez niej. - moja twarz przybrała poważny wyraz. - Podstaw auto, znajdę ją i spadamy.
- Dobrze. Ethan pojechał do magazynu po towar. - powiedział, ale już go nie słuchałem. Przepychałem się między ludźmi. Komandosi wpadli tak niespodziewanie, jak to możliwe, że nas namierzyli?! Nie powinni nas znaleźć, bynajmniej nie tak szybko. A co jeśli już dorwali Evie? Wtedy będę musiał znowu ją wykraść. Kurwa, straciłem już tyle ludzi. Rzuciłem wzrokiem, wszędzie było pełno krwi. Starałem się ignorować okrzyki: "Rzućcie broń!" , "Wezwijcie posiłki" Policja zawsze jest nieprzygotowana do walki. Uważali, że zwiesimy głowy, oddamy cały sprzęt i wsadzimy się do pierdla? Prędzej umrę, niż tam wrócę.
Usłyszałem za plecami dźwięk przeładowania broni. Zatrzymałem się i zacisnąłem szczękę z całej siły. Nie dam się złapać, muszę znaleźć Ev.
- Ręce do tyłu. Stój spokojnie.
Szybko uformowałem pięść i wycedziłem nią w brodę policjanta. Był to podstarzały mężczyzna, który mógłby być moim ojcem. Do kurtki przypiętą miał odznakę. Nim się zorientowałem, mężczyzna przyłożył małe urządzenie do mojego brzucha. Paralizator. Prąd poraził mnie i zmusił do oparcia o ścianę. Kurwa. Boli.
- Zatrzymuję cię w imieniu prawa, za porwanie, sprzedaż narkotyków i ..
Nie zdążył dokończyć. Wokół rozniósł się głośny huk, koszula stróża prawa zabarwiła się na czerwono, krew wypłynęła z jego ust, po chwili bezwładne ciało opadło na ziemie i już nigdy nie miało z niej wstać. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok.
Zamarłem.
Osobą, która zabiła policjanta i jednocześnie mnie uratowała była ona. Evie.
Jej usta pozostawały szeroko otwarte, cała dygotała, a oczy napełniały się łzami, które po chwili spływały stanowczo po twarzy. Jej ból bił na kilometr. Nic dziwnego, właśnie pierwszy raz kogoś zabiła.
Evie upadła na kolana i zaniosła się szlochem, który odbił się echem w mojej głowie.
Moje energia nagle powróciła, ignorując ból w klatce piersiowej, podniosłem się i podbiegłem do niej. Swoją dłonią przyciągnąłem ją do siebie, zmuszając by wstała z podłogi.
-Evie...
- Boże, nie. Nie, nie nie!!
- Spokojnie, będzie dobrze. - próbowałem ją pocieszyć.
- Louis...ja go znałam, to Tyler Brooks. Przyjaciel rodziny, znałam go od dziecka. O boże .. ja go zabiłam. Mam krew na rękach, Louis ściągnij to ze mnie. - łkanie przerodziło się w krzyki.
Chciałem ją przytulić, pocałować i dopilnować by czuła się bezpiecznie.
Ale nie mogłem, musieliśmy się spieszyć. Musieliśmy uciekać. Ująłem jej dłoń i pociągnąłem w kierunku wyjścia. Moje czarne Audi czekało już na zewnątrz wraz z Liamem.
- Twój płacz mi nie pomaga. - syknąłem, ale już tego żałowałem.
Louis, chuju, ona zabiła osobę, którą znała od zawsze.
- Przepraszam. - krzyknąłem.
Kopniakiem otworzyłem drzwi, zbiegliśmy z ładnych, ale zakrwawionych schodów i wepchnąłem dziewczynę do auta. Byliśmy bezpieczni.
- Jedziemy do Grey'ów w Los Angeles? - Liam spojrzał na mnie we wstecznym lusterku. Jego wzrok był nieugięty.
- Tak. - zatrzymałem się. - Ile zostało?
- Straty są małe, około siedmiu osób.
- Nieważne, jedźmy.
- Musimy uciekać! Chcesz znów trafić za kraty?!
- Nie idę bez niej. - moja twarz przybrała poważny wyraz. - Podstaw auto, znajdę ją i spadamy.
- Dobrze. Ethan pojechał do magazynu po towar. - powiedział, ale już go nie słuchałem. Przepychałem się między ludźmi. Komandosi wpadli tak niespodziewanie, jak to możliwe, że nas namierzyli?! Nie powinni nas znaleźć, bynajmniej nie tak szybko. A co jeśli już dorwali Evie? Wtedy będę musiał znowu ją wykraść. Kurwa, straciłem już tyle ludzi. Rzuciłem wzrokiem, wszędzie było pełno krwi. Starałem się ignorować okrzyki: "Rzućcie broń!" , "Wezwijcie posiłki" Policja zawsze jest nieprzygotowana do walki. Uważali, że zwiesimy głowy, oddamy cały sprzęt i wsadzimy się do pierdla? Prędzej umrę, niż tam wrócę.
Usłyszałem za plecami dźwięk przeładowania broni. Zatrzymałem się i zacisnąłem szczękę z całej siły. Nie dam się złapać, muszę znaleźć Ev.
- Ręce do tyłu. Stój spokojnie.
Szybko uformowałem pięść i wycedziłem nią w brodę policjanta. Był to podstarzały mężczyzna, który mógłby być moim ojcem. Do kurtki przypiętą miał odznakę. Nim się zorientowałem, mężczyzna przyłożył małe urządzenie do mojego brzucha. Paralizator. Prąd poraził mnie i zmusił do oparcia o ścianę. Kurwa. Boli.
- Zatrzymuję cię w imieniu prawa, za porwanie, sprzedaż narkotyków i ..
Nie zdążył dokończyć. Wokół rozniósł się głośny huk, koszula stróża prawa zabarwiła się na czerwono, krew wypłynęła z jego ust, po chwili bezwładne ciało opadło na ziemie i już nigdy nie miało z niej wstać. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok.
Zamarłem.
Osobą, która zabiła policjanta i jednocześnie mnie uratowała była ona. Evie.
Jej usta pozostawały szeroko otwarte, cała dygotała, a oczy napełniały się łzami, które po chwili spływały stanowczo po twarzy. Jej ból bił na kilometr. Nic dziwnego, właśnie pierwszy raz kogoś zabiła.
Evie upadła na kolana i zaniosła się szlochem, który odbił się echem w mojej głowie.
Moje energia nagle powróciła, ignorując ból w klatce piersiowej, podniosłem się i podbiegłem do niej. Swoją dłonią przyciągnąłem ją do siebie, zmuszając by wstała z podłogi.
-Evie...
- Boże, nie. Nie, nie nie!!
- Spokojnie, będzie dobrze. - próbowałem ją pocieszyć.
- Louis...ja go znałam, to Tyler Brooks. Przyjaciel rodziny, znałam go od dziecka. O boże .. ja go zabiłam. Mam krew na rękach, Louis ściągnij to ze mnie. - łkanie przerodziło się w krzyki.
Chciałem ją przytulić, pocałować i dopilnować by czuła się bezpiecznie.
Ale nie mogłem, musieliśmy się spieszyć. Musieliśmy uciekać. Ująłem jej dłoń i pociągnąłem w kierunku wyjścia. Moje czarne Audi czekało już na zewnątrz wraz z Liamem.
- Twój płacz mi nie pomaga. - syknąłem, ale już tego żałowałem.
Louis, chuju, ona zabiła osobę, którą znała od zawsze.
- Przepraszam. - krzyknąłem.
Kopniakiem otworzyłem drzwi, zbiegliśmy z ładnych, ale zakrwawionych schodów i wepchnąłem dziewczynę do auta. Byliśmy bezpieczni.
- Jedziemy do Grey'ów w Los Angeles? - Liam spojrzał na mnie we wstecznym lusterku. Jego wzrok był nieugięty.
- Tak. - zatrzymałem się. - Ile zostało?
- Straty są małe, około siedmiu osób.
- Nieważne, jedźmy.
__________________________________
Cześć.
Wybaczcie długą przerwę, ale mam kłopoty w szkole.
Grozi mi dwa z geografii, a nie mogę mieć nawet trzy.
Jestem w dupie, z której nie ma wyjścia. Proszę was wszystkich moje skarby, byście trzymali za mnie kciuki bo muszę to poprawić :)
Jeśli chodzi o Stange to postaram się w weekend, ale nie obiecuję bo ja - Idiotka Ann., zamiast "zapisz" kliknęła "usuń" .. naprawdę, nie ściemniam.
Straciłam cały rozdział, ale mam go na telefonie, muszę przepisać i poprawić.
Wybaczcie.
Jak wam się podoba rozdział? Bo mnie w ogóle :D