Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 12. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozdział 12. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 12

* Rozdział z dedykacją dla kiniulkaa *.* 
https://www.youtube.com/watch?v=SEy6WPB_txw


"Nienawiść i zemsta nie mogą być rodzicielkami miłości."

Co ja sobie w ogóle myślałam?! Jasna cholera, ten facet jest niebezpieczny, bardziej niebezpieczny, niż wygłodzony wampir zamknięty w pokoju pełnym krwawiących ciał. Bałam się go, za każdym razem udowadniał jaką ma nade mną władzę i, że to od jego zasranej woli, zależy, jak długo pożyję. Czułam się jak gówno. Dobrze wiedziałam, że dobra postawa Louisa wobec mojej osoby była chwilowa. Pytanie więc brzmiało - dlaczego, do jasnej anielki, pozwoliłam się pocałować? Głupia dziewczyna, głupia, głupia, głupia! Jak mogłam oddać się tym samym delikatnym wargom, które wcześniej groziły mi niezliczoną ilość razy?
- Wstawaj, idziesz się umyć. - zimny, jak lód głos przywołał mnie do rzeczywistości, uniosłam zdesperowana głowę i rzuciłam krótkie spojrzenie mojemu gościowi. Był to krótko ścięty, czarnoskóry mężczyzna, na obu dłoniach miał skórzane rękawiczki ozdobione kilkoma ćwiekami, jego tors krył się po zieloną koszulą w kratę, której rękawy sięgały do łokci, całość dopełniał żarzący się papieros. Och, typowy bad boy, jeśli wiesz o czym mówię.
Wydęłam usta i za pomocą dłoni odepchnęłam się od ziemi. Smierdziałam -to pewne, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Miałam większe problemy niż higiena osobista: walka o życie, bycie uprowadzoną ... pocałowanie swojego porywacza. Głupia podświadomość! 
Na chwiejących się nogach podeszłam do drzwi, po chwili byłam prowadzona przez zatłoczony korytarz. Próbowałam nie zwracać uwagi na liczne pogwizdywania ze strony zebranych. 
Kiedy w końcu dotarliśmy do łazienki, zaniemówiłam. Była kompletnie inna niż pozostała część domu. Odróżniała się swoją nowoczesności i .. wygodą. 
Uniosłam brwi i z dumą wmaszerowałam do środka.
- Na półce masz czyste ubrania. - mruknął zapalając kolejnego papierosa. - Kiedy już skończysz, zapukaj, wypuszczę cię. 
Drzwi zamknęły się z trzaskiem, cmoknęłam teatralnie i odwróciłam się w stronę wiszącego lustra. I wtedy zamarłam.  Kim była ta dziewczyna?! Och, no tak, to ja. Moje włosy zupełnie nie przypominały poprzednich kasztanowych fal,  teraz był to jeden wielki kołtun. Okropieństwo. Mój policzek odziany był w około pięciocentymetrową bliznę,  miałam już pewność, że nie zniknie. Miałam wielką chęć siąść na podłodze, opatulić się rękoma i rozpaczać nad utraconym czarem, ale czy było warto? Do trumny i tak mnie upiększą. 
Jeśli w ogóle znajdą moje ciało.
Zacisnęłam mocniej wargi, aż kompletnie zbielały. Warknęłam i rozpoczęłam się rozbierać. Najpierw pozbyłam się górnych części, następnie dół, tak na wszelki wypadek, gdybym miała mieć niezapowiedzianego gościa.
W końcu stałam zupełnie naga, światło z eleganckich żarówek oświetlało moje ciało, a nowoczesny prysznic jakby sam wołał: "wykąp się we mnie, puść wodę" Nie sprzeczałam się z nim. Powoli weszłam do kabiny i odkręciłam kurki. Woda spływała, dając mi poczucie bezpieczeństwa. Pierwszy raz od dawna zaznałam rozkoszy. Wolnymi ruchami pielęgnowałam każdą część swego ciała, po pomieszczeniu rozniósł się zabójczy zapach truskawkowego balsamu do ciała. Proszę, czy to może trwać wiecznie? Ta cały sytuacja nauczyła mnie pokory, wątpie bym w innym razie doceniła magię prysznica. 
- Mogłam być grzeczną dziewczynką, zapewne teraz siedziałabym w domu. - rzekłam smutnym tonem. 
- Wątpie. - odezwał się dobrze mi znany głos zza szyby kabiny. 
Wrzasnęłam i zakryłam swoje nagie ciało, nawet nie dostrzegłam, jak bardzo się trzęsę.
- O..Oliver? - wyszeptałam, w kącikach oczy poczułam kłębiące się łzy. - Jak to? 
Nie, to niemożliwe, Oliver  n i e  żyje. Umarł, więc na pewno nie siedzi ze mną w łazience. To wszystko mi się wyobraża, to przez zbyt gorącą wodę, albo ten truskawkowy balsam był wypełniony prochami. 
- To ja, Ev. - miał tak samo delikatną barwę głosu, mimo, że wszystko pokryte było parą, widziałam kształt jego sylwetki. 
Mimo, że czułam, iż to tylko cholerne halucynacje, i tak zasłoniłam się leżącą w brodziku gąbką i dłońmi. 
- To .. to nieprawda! - krzyknęłam, a łzy pociekły strużką po policzkach. - Ciebie już nie ma, odszedłeś.
- Nawet gdybyś wtedy została w domu, on i tak by cię znalazł, polował na ciebie. - kompletnie mnie zignorował. Za to ja zaczęłąm studiować  jego słowa, "polował" ? Jak dziki kot na zdobycz? Jak na  o f i a r ę ?
Poczułam liczne dreszcze.
- Oliver. - mój głos łamał się co raz bardziej z każdą kolejną sekundą. 
- Muszę iść, Evie. - Widziałam jak niewyraźna postać wstaje. 
Łzy zasłoniły mi widoczność, mrugnęłam aby je odgonić, a kiedy na nowo otworzyłam oczy, jego już nie było. Ani jego anu jakichkolwiek śladów,gąbka leżała na swoim miejscu, moje policzki nie były pokryte słoną cieczą, a zwykłą wodą. 
Co się właśnie do kurwy stało?! 
Widziałam ducha, och, jakie to romantyczne. Mogłabym przysiądz, że czułam się jak Demi Moore w filmie 'Uwierz w ducha' Ale to nie film, to pieprzony, realny świat, a mnie nawiedza postać zmarłego, nie, poprawka, zabitego chłopaka.
 Chyba woda jest rzeczywiście za gorąca, siada mi na rozum.  
- Zaczynam wariować.

***

Po tym jak się ubrałam, zapukałam kilka razy w drzwi, a popychadło Louisa zaprowadziło mnie do pokoju. Z moich włosów skapywała woda i moczyła moje świeże ubrania, ale ignorowałam to. 
- Oo.. co my tu mamy? - drogę zagrodził mi przystojny brunet, jego szerokie ramiona zdawały się być dwa razy szersze niż moje, ale i tak był szczupły. Miał dobrą budowę. Uśmiechnął się cwaniacko, w jednej dłoni trzymał puszkę z jakimś napojem, a drugą pochwycił moją. Ucałował jej wierzch i puścił mi perskie oko. 
Co do...
- Trzymaj swoje brudne łapska z dala od dziewczyny, Joey. - warknął czarnoskóry. 
Fajnie, mam własnego Bodyguarda. 
- Nie bądź taki, pozwól mi się przedstawić pięknej damie. - odwrócił twarz w moją stronę i znów się uśmiechnął. - Jestem Joey, a ty Evie, jak mniemam? 
Kiwnęłam jedynie głową, bo nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
- Dobrze wiesz co mówił Louis, nikt jej nie dotyka. - widziałam jak tamten łapie Joey'a za nadgarstek i mierzy się z nim na wzrok. 
- Steve, on i tak ją zabiję. Bez urazy, aniołku. - rzekł i ukłonił się nisko. - Szkoda, żeby zmarnować takie ciałko, może chociaż przez ostatnie dni życia zaznać rozkoszy z mojej strony. 
Robi się dziwnie? 
Jego dłoń otarła się o moje udo, a ja odskoczyłam w tył. Joey zaśmiał się gardłowo, Steve wyciągnął spluwę, przystawił mu ją do głowy i ściszył lekko głos.
- Powiedziałem, zostaw dziewczynę, bo odstrzelę ci łeb. 
- Okej, już dobrze. - chłopak- nadal rozbawiony- uniósł ręce w obronnym geście i ominął nas szerokim łukiem.
- Idź dalej. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Przełknęłam ślinę i ruszyłam w stronę pomieszczenia. 

Kiedy znalazłam się sama w pokoju, upadłam na łóżko i przymknęłam zmęczone powieki. Było mi tak wygodnie. Mimo własnego sprzeciwu, po kilku minutach odpłynęłam w błogim śnie.
***
~ 4 lata wcześnie ~

- Evie, zejdź na dół, skarbie. - mrucząc pod nosem, podniosłam się z łóżka i zbiegłam na parter. Mama stała odwrócona tyłem , energicznie mieszała masę na ciasto, podczas gdy inne leżało na stole. 
- Słucham?
- Ktoś wprowadził się do domu naprzeciwko. - odruchowo wyjrzałam przez okno. - Proszę cię, zanieś nowym sąsiadom ciasto i przywitaj ich od nas. 
- Dobrze.
Chwyciłam plastikowy pojemnik, pośpiesznie ubrałam buty i skierowałam się do nowej rodziny. 
Kiedy zapukałam do czerwonych drzwi, w myślach przygotowywałam swoją wypowiedź.
- Tak? - w progu stanął wysoki szatyn, podejrzewałam, że ma tyle lat co ja, nonszalancko oparł się o framugę i posłał mi zalotny uśmiech.
- Yyy.. - wskazałam głową na ciasto, liczyłam, że zrozumie moją aluzję.
- Mamo! - zawołał tamten, po chwili dołączyła do nas dobrze wyglądająca kobieta, jej długie czarne włosy upięte były w  koka, a w pasie miała przewiązany fartuszek.
- Dzień dobry, nazywam się Evie Martin. Mieszkam naprzeciwko - wskazałam kciukiem za siebie. - W raz z rodziną chcemy przywitać państwa na naszej ulicy. - wymusiłam uśmiech i modliłam się, żeby wyglądał na szczery.
- O! Jak miło, i jeszcze ciasto! - spojrzała mi prosto w oczy, błyszczało w nich zadowolenie. - Oliver! Co tak stoisz? Zaprowadź Evie do pokoju. Naprawdę, co za chłopaczysko. 
Oliver, bo chyba tak miał na imię, prawda? Zaprowadził mnie do swojego 'królestwa', był to typowo męski pokój, wszędzie walały się ubrania i pudełka od gier. Zmarszczyłam nos i powstrzymałam się od podłego komentarza.
- Cieszę się, że mam tak śliczną sąsiadkę.
- Cieszę się, że nie wszyscy faceci używają tak tandetnych tekstów. - odparłam na co on parsknął śmiechem. Przybliżył się do mnie, jego wargi dotknęły mojego ucha, gwałtownie zaciągnęłam się jego zapachem - cynamon i dezodorant. 
- Nie bądź taka. - wyszeptał. - A teraz ... walcz! 
Chwycił jedną z poduszek i wymierzył mi cios prosto w twarz. Zachwiałam się zaskoczona, już sekundę później poczerwieniałam ze złości, również zaopatrzyłam się w broń i rozpoczęła się bitwa. Prawdziwa bitwa na poduszki.
Biłam na oślep, chciałam uderzyć go jak największą ilość razy. 
- Więc ..jesteś Oliver, tak? - wykrzyczałam unikając ciosu.
- Tak. Zapamiętaj to imię bo kiedyś będziemy razem. 
- Chyba śnisz! - zamachnęłam się, lecz Oliver uprzedził mój ruch, chwycił mnie za ramię i szarpnął nim, przez co straciłam równowagę. Jak kłoda runęłam na chłopaka, a on razem ze mną na podłogę.
 - Jeszcze nie śnię, ale zacznę. - zaśmiał się.
- Jesteś dziwny, ale myśle, że zostaniemy przyjaciółmi.


 __________________________________________
Hej ^^
1. Coś mi się popieprzyło i nie mogę wyłączyć kursywy XDD
ŁUUPS
2. Pewna sprawa zaczyna mnie irytować, spójrz na lewo (tak, do ciebie mówię) .. widzisz obserwatorów bloga? Ilu ich jest? Tak, 125.
 A teraz spójrz na komentarze - ile jest komentarzy? Tak, 40.
Biorąc pod uwagę, że bloga obserwuje 3 razy więcej osób (nie licząc anonimów) niż jest komentarzy - coś tu nie gra. 
Dlatego też, tracę swoją dobrą wolę i zostawiam to wam, od was będzie zależeć jak często pojawiają się rozdziały i ile w nich sensownej akcji.
Buziaki ;*