"Zło nie lubi na siebie patrzeć."
Biel. Wpatrywałam się w nią. Tylko ona była w zasięgu mojego wzroku. Moje spojrzenie skierowane było na ścianę już od dobrych dziesięciu minut. Nie wiem, może chciałam jakoś odwrócić uwagę od wspomnienia, które nie dawało o sobie zapomnieć. Tak, to chyba przez to.
- O czym myślisz? - usłyszałam głos Olivera tuż nad moim uchem, czułam jego oddech na mojej skórze, jego głos był delikatny, ale kryła się w nim też nutka niepewności. Choć siedziałam do niego tyłem, wiedziałam, że mnie obserwuje.
- O rodzicach. - rzekłam i spuściłam wzrok na podłogę, która teraz wydawała się być niesamowicie zimna.
- Dlaczego akurat o nich?
- Bo za nimi tęsknie. I to cholernie. - zalewa mnie fala mdłości. Ciągle mam przed oczami zraniony wzrok mamy, gdy oświadczyłam jej, że nienawidzę takiego życia. Życia z nimi. Oczywiście, że potem tego żałowałam, ale słów się nie cofnie. One ranią mocniej niż jakakolwiek broń.
- Wiesz, że wszystko będzie dobrze, prawda?
- Wiem. - skłamałam. Znów. Zauważyłam, że od niedawna kłamstwo przychodzi mi zadziwiająco łatwo.
- No dalej, nie martw się.
Proszę, powiedz mi Boże, jak mam się nie martwić? Od ponad dziesięciu dniu jestem w zamknięciu. Zostałam porwana i wywieziona. Kilkanaście razy grożono mi śmiercią i tyle też razy oberwałam. Miałam nóż w brzuchu. W b r z u c h u. Jestem w piekle, skoro to miejsce mam już zaliczone to może tym razem trafię do nieba?
- Zdaje się, że minęło już piętnaście minut. Musimy iść.
I nagle powróciłam do rzeczywistości.
Oto szliśmy, jak skazani na śmierć.
Mój oddech był cichy i delikatny, Olivera nierównomierny. Chłopak był zdenerwowany, ale ze względu na mnie musiał to ukrywać pod maską "wszystko będzie dobrze" Zanim otworzyliśmy drzwi, rzuciliśmy sobie pokrzepiające spojrzenia. Może to dziwne, ale blask w jego oczach rozpalił małą iskierkę nadziei gdzieś wewnątrz mnie. Przez chwilę pomyślałam, że jakoś z tego wybrniemy. Może Louis opanuje się, zrozumie. Tak wiem, głupia jestem. Schowałam dłonie do kieszeni jeansów, aby nie było widać jak bardzo się trzęsą.
- Gotowa? - mogę powiedzieć, że nie? Proszę, pozwólcie.
- Mhm. - mruknęłam i na chwilę przymknęłam oczy.
Och, jak bardzo chciałabym być w domu.
- Gotowa? - mogę powiedzieć, że nie? Proszę, pozwólcie.
- Mhm. - mruknęłam i na chwilę przymknęłam oczy.
Och, jak bardzo chciałabym być w domu.
~*~
3 lata wcześniej
- Chyba mam wszystko. - powiedziałam do siebie szeptem. Obróciłam się wokół własnej osi i rozejrzałam po pokoju. Tęsknym spojrzeniem obdarzałam wszystko co się w nim znajdowało: srebrne łóżko z granatową pościelą, białą komodę, na której od zawsze stała lampka, budzik i pusta ramka na zdjęcie, której zadaniem było przypominać mi, że wszystko jeszcze przede mną. Choć tak naprawdę wielokrotnie wprowadzała mnie w coś na rodzaj depresji, cóż, byłam zawsze sama, zawsze bez przyjaciół. Zamrugałam dość szybko aby odgonić nieproszone łzy. Nie rób tego, jesteś twardą laską.
- Jasne. - mruknęłam i schyliłam się po sportową torbę, była po brzegi wypełniona najprzydatniejszymi według mnie rzeczami. Przedmiotami, które pomogą mi przetrwać zanim czegoś nie znajdę.
Wyrzuciwszy za okno związany pęk prześcieradeł odetchnęłam z ulgą. Mimo, iż nie byłam pewna czy sobie poradzę i czy nie zginę z głodu przy pierwszej lepszej okazji, czułam, że gdzieś tam czeka na mnie lepsze życie. Będę mogła witać każdy dzień bez myśli, że mój ojciec to zakichany glina, który kontroluje każdy mój krok i bez świadomości, że nie mogę liczyć nawet na własną matkę, która zawsze powtarza "ojciec ma rację", choć naprawdę nigdy nie ma.
- To twój nowy start, Ev.
I zsunęłam się.
W momencie kiedy moje stopy dotknęły mokrej od rosy trawy, poczułam, że tego właśnie chciałam. W o l n o ś c i.
Poprawiłam swój bagaż i podeszłam do żelaznej bramy, otworzyłam ją, a po okolicy rozniosło się skrzypnięcie, które zdawało się być kilka razy głośniejsze niż zwykle. Nagle zdałam sobie sprawę z tego co robiłam. Uśmiechałam się. Pierwszy raz od dawna. Cieszyłam się jak dziecko, byłam naprawdę szczęśliwa.
- Evie?! - cały mój entuzjazm pękł niczym bańka mydlana. Puf! Czułam kropelki potu osadzające się na czole i szyi, odwróciłam się i wiedziałam, że wszystkie moje marzenia o wolności właśnie kończą swoją drogę i odchodzą na wcześniejszą emeryturę. - Chryste Panie! Co ty tu robisz o drugiej nad ranem?! Oj, poczekaj aż ojciec wstanie!
Przełknęłam głośno ślinę i przetarłam dłonią twarz, tak bardzo nie chciałam się rumienić, ale to było silniejsze ode mnie. Wstyd wziął górę nad moimi barierami. Gdy szłam prowadzona przez mamę do domu, nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. W końcu byłam o krok od ucieczki.
Siedziałam na kuchennym krześle i przyglądałam się swojemu odbiciu w szklance z wodą. Podczas gdy jedną nogę miałam puszczoną luźno, druga znajdowała się na siedzeniu i stanowiła opieradło dla mojej brody.
- Skąd mam wiedzieć jak się tam znalazła! Poszłam do kuchni po wodę i zobaczyłam ją przez okno. Stała za bramą i śmiała się jak głupia.
Rodzice udawali, że nie mnie w pomieszczeniu, a ja siedziałam najciszej jak umiałam.
- Ta dziewczyna sobie na za dużo pozwala! - i choć te słowa nie robiły na mnie wielkiego wrażenie bo słyszałam je setki razy, to i tak spojrzałam na kłócących się rodziców. Oboje okryci byli satynowymi szlafrokami, a ich stopy gościły się w miękkich papuciach. Ujrzawszy włosy mamy, które stały na wszystkie strony, chciałam wybuchnąć śmiechem, ale zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok.
Nie mogłam pogorszyć swojej sytuacji.
- Byron, uspokójmy się i może lepiej z nią porozmawiajmy. - rodzicielka obróciła twarz w moją stronę i westchnęła w zadumie.
Po chwili oboje stanęli przede mną, ojciec założył dłonie na piersi i odchrząknął. Uznałam to za znak i uniosłam głowę. Nasze spojrzenia się zetknęły.
- Dobrze więc. - powiedział.- Jaki miałaś zamiar?
- Czy to nie oczywiste? - prychnęłam - Chciałam uciec. - mój ton wahał się pomiędzy "pogardliwym" i "złym"
- Zachowuj się Evie! - upomniała mama.
- Dlaczego chciałaś uciec? - kontynuowali.
Dosłownie czułam się jak pytana przy tablicy, albo jak na komisariacie.
- Boże, czy wy jesteście ślepi? - rzuciłam dłońmi w powietrze w geście irytacji.- Żyję jak pod kloszem! Nie mam przyjaciół bo mój ojciec jest cholernym gliną! Nikt nie chce się ze mną zadawać, a ja? - wskazałam na siebie palcem - Czekam tylko na moment, w którym postanowicie wszyć mi czip pod skórę! Nienawidzę tego, że jestem waszą córką! Moje życie to jedno wielkie g ó w n o. - dałam nacisk na ostatni wyraz, wręcz dygotałam z gniewu gnieżdżącego się wewnątrz mnie.
Jeździłam wzrokiem po ich twarzach, mama wydawała się być zraniona i sfrustrowana, natomiast tata był czerwony od złości, jego szczęka była mocno zaciśnięta, a brwi ściągnięte w jedną kreskę.
Ups.
- To właśnie czujesz? - zapytał spokojnym głosem.
- Tak. - powiedziałam prawdę, w końcu to godzina szczerości.
- Idź do pokoju, chcę porozmawiać z twoją matką.
I wyszłam. Później usnęłam z nadzieją, że przemówiłam im do rozsądku, że może zmienią swoje zdanie, lecz gdy tylko rano wstałam, było jak zwykle.
Poczułam, że jestem przegrana.
~*~
Teraz
- Wejdźcie. - chłodny głos Louisa odbił się echem po pustym korytarzu. Dziwiło mnie, że nikogo nie ma w pobliżu, zapewne byli na jednej z tych "akcji", do których potrzeba więcej osób. - Usiądźcie.
Tak też zrobiłam, ale Oliver dalej stał i uparcie mierzył wzrokiem Tomlinsona.
- Jesteś głuchy czy głupi? Powiedziałem siadaj!
Wzdrygnęłam się przerażona. Moje szeroko otwarte oczy przeniosły się z Louisa na Olivera i posłały mu błagalne spojrzenie.
- Zrób co mówi. - wyszeptałam licząc, że mnie posłucha.
I nie myliłam się.
Teraz kiedy oboje już siedzieliśmy zapanowała niezręczna cisza. Oddałabym wszystko, że słyszałam głośne bicie własnego serca.
- Cóż, nie będę ukrywać. - podniosłam wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. - że mnie zdenerwowaliście. Ten dom to nie jest burdel, a my nie kręcimy pornola. Poza tym - tym razem swoje słowa kierował tylko do Oliver. - Miałeś jej pilnować, a nie wkładać język do gardła. Wiecie jak to się nazywa? N i e k o m p e t e n c j a.
- A ty jesteś p o p i e r d o l o n y. - chłopak naśladował dilera.
Louis zaśmiał się tak przerażająco, że poczułam dreszcze na kręgosłupie.
- O..ok - powiedział między salwami śmiechu. - Ty naprawdę jesteś idiotom. Co ta miłość robi z człowiekiem.
Niespodziewanie uderzyło we mnie poczucie winy. To wszystko przeze mnie. Mogłam trzymać swoje łapy z dala od Olivera, mogłam posłuchać rozumu. Ciekawiło mnie czy Oliver też tak myśli.
Po raz kolejny okazałaś się kłopotem, Evie.
- Hm.. nagle wpadłem na genialny pomysł! - krzyknął Louis, klasnął dłońmi i uśmiechnął się tak pięknie, że przez chwile nie mogłam oderwać od niego wzroku. - Otóż, sprawdzimy jak silna jest wasza miłość.
Te słowa same w sobie mówiły, że coś się szykuje. Tak też było.
Tomlinson stanął przede mną i z tylnej kieszeni spodni wyciągnął pistolet. Uprzednio go ładując, przyłożył go do mojej klatki piersiowej. Wstrzymałam oddech bojąc się, że to go sprowokuje. Krople poty spływały mi po karku.
Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój..
Kiedy w końcu w płucach zaczęło brakować mi powietrze, wzięłam zamaszysty wdech prawie się krztusząc.
- Wybór należy do ciebie Oliver. Albo zastrzelę ją i ty będziesz żyć, albo zginiesz jak bohater oddając za nią życie. Liczę do trzech. Raz..Dwa..
Kurwa, już jest dwa! Szybko liczy!
- Zastrzel mnie. - zamarłam. Dosłownie, moje serce przestało bić, a łzy płynąć.
Powoli odwróciłam głowę w jego stronę i zrozumiałam, że mówi poważnie. Chce się dla mnie poświęcić. Robi to dla m n i e.
Ty idiotko.
- Oliver.. - wyszeptałam.
- Urocze. Naprawdę bylibyście super parą, ale cóż, życie bywa okrutne.
- Wal się na ryj. - Oliver splunął mu pod nogi.
Louis uśmiechnął się i pociągnął za spust prawie tak szybko, że nie ledwo dostrzegłam wystrzału.
I jedyne co wtedy słyszałam to mój krzyk. Mój niesamowicie głośny wrzask po brzegi wypełniony rozpaczą i strachem.
Wszystko inne się nie liczyło.
Poczułam jak wzrok zachodzi mi mgłą, upadłam na kolana i wtuliłam się w jego ciało. Martwe ciało.
Łkałam głośno i nieprzerwanie. Leżąc tak przypominałam sobie wszystkie wspólne chwile. Dzień, w którym Oliver wprowadził się naprzeciwko mnie, lub ten kiedy stanął pod moim oknem na drabinie recytując fragment 'Romea i Julii', a ja bezczelnie zasłoniłam żaluzje. Momenty, w których go nie doceniałam i te, w których był dla mnie jedynym oparciem.
- Proszę cię - szarpałam jego ciałem, moje palce były mocno zacisnięte na skrawku jego bluzki. - Obudź się, błagam. Obudź się.
Prosiłam i płakałam. Płakałam i prosiłam.
Kiedy w końcu się poddałam i znów położyłam głowę na jego piersi, doszłam do wniosku, że nigdy już nie usłyszę bicia jego serca. Nigdy go nie pocałuję anie nie obejmę.
- Evie.. - usłyszałam za plecami, ale nie zareagowałam. Głos należał do osoby, która odebrała mi już wszystko. Począwszy na wolności, kończąc na miłości. - Podnieś się Evie.
Mój szloch rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Evie wstań. - Louis nie dawał za wygraną.
Kilka sekund później poczułam jego silne ramiona obejmujące mnie pod pachami, próbowałam mnie od n i e g o odciągnąć. I to zadziałało jak wyłącznik. Wyłącznik dla moich wcześniejszych zahamowań, a włącznik dla histerii. Krzyczałam, kopałam i płakałam jeszcze głośniej, byleby tylko pozwolił mi przy nim zostać. Ani śniłam go zostawić.
- Nie, nie, nie, nie!
Wreszcie mu się udało, odszedł więc na drugi koniec pokoju i osunął się po ścianie, widząc, że dalej się wyrywam, objął mnie w pasie, a nogi zabarykadował swoimi. Byłam w klatce. Uwięziona przez jego umięsnione ciało.
- Proszę. - wyszeptał mi do ucha smutnym głosem. - Nie zachowuj się tak bo nie chcę na to patrzeć.
Uniosłam dłoń i zakryłam nią usta.
Cała byłam w j e g o krwi.
- Przestań płakać Evie. Słyszysz? - miotał mną na wszystkie strony, czułam, że żałuje.
- Z..zabiłeś jedyną osobę, która liczyła się dla mnie na tym cholernym świecie. - powiedziałam na jednym wdechu, a uścisk zacieśnił się.
- Nie płacz. Po prostu nie płacz.
- Cóż, nie będę ukrywać. - podniosłam wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. - że mnie zdenerwowaliście. Ten dom to nie jest burdel, a my nie kręcimy pornola. Poza tym - tym razem swoje słowa kierował tylko do Oliver. - Miałeś jej pilnować, a nie wkładać język do gardła. Wiecie jak to się nazywa? N i e k o m p e t e n c j a.
- A ty jesteś p o p i e r d o l o n y. - chłopak naśladował dilera.
Louis zaśmiał się tak przerażająco, że poczułam dreszcze na kręgosłupie.
- O..ok - powiedział między salwami śmiechu. - Ty naprawdę jesteś idiotom. Co ta miłość robi z człowiekiem.
Niespodziewanie uderzyło we mnie poczucie winy. To wszystko przeze mnie. Mogłam trzymać swoje łapy z dala od Olivera, mogłam posłuchać rozumu. Ciekawiło mnie czy Oliver też tak myśli.
Po raz kolejny okazałaś się kłopotem, Evie.
- Hm.. nagle wpadłem na genialny pomysł! - krzyknął Louis, klasnął dłońmi i uśmiechnął się tak pięknie, że przez chwile nie mogłam oderwać od niego wzroku. - Otóż, sprawdzimy jak silna jest wasza miłość.
Te słowa same w sobie mówiły, że coś się szykuje. Tak też było.
Tomlinson stanął przede mną i z tylnej kieszeni spodni wyciągnął pistolet. Uprzednio go ładując, przyłożył go do mojej klatki piersiowej. Wstrzymałam oddech bojąc się, że to go sprowokuje. Krople poty spływały mi po karku.
Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój..
Kiedy w końcu w płucach zaczęło brakować mi powietrze, wzięłam zamaszysty wdech prawie się krztusząc.
- Wybór należy do ciebie Oliver. Albo zastrzelę ją i ty będziesz żyć, albo zginiesz jak bohater oddając za nią życie. Liczę do trzech. Raz..Dwa..
Kurwa, już jest dwa! Szybko liczy!
- Zastrzel mnie. - zamarłam. Dosłownie, moje serce przestało bić, a łzy płynąć.
Powoli odwróciłam głowę w jego stronę i zrozumiałam, że mówi poważnie. Chce się dla mnie poświęcić. Robi to dla m n i e.
Ty idiotko.
- Oliver.. - wyszeptałam.
- Urocze. Naprawdę bylibyście super parą, ale cóż, życie bywa okrutne.
- Wal się na ryj. - Oliver splunął mu pod nogi.
Louis uśmiechnął się i pociągnął za spust prawie tak szybko, że nie ledwo dostrzegłam wystrzału.
I jedyne co wtedy słyszałam to mój krzyk. Mój niesamowicie głośny wrzask po brzegi wypełniony rozpaczą i strachem.
Wszystko inne się nie liczyło.
Poczułam jak wzrok zachodzi mi mgłą, upadłam na kolana i wtuliłam się w jego ciało. Martwe ciało.
Łkałam głośno i nieprzerwanie. Leżąc tak przypominałam sobie wszystkie wspólne chwile. Dzień, w którym Oliver wprowadził się naprzeciwko mnie, lub ten kiedy stanął pod moim oknem na drabinie recytując fragment 'Romea i Julii', a ja bezczelnie zasłoniłam żaluzje. Momenty, w których go nie doceniałam i te, w których był dla mnie jedynym oparciem.
- Proszę cię - szarpałam jego ciałem, moje palce były mocno zacisnięte na skrawku jego bluzki. - Obudź się, błagam. Obudź się.
Prosiłam i płakałam. Płakałam i prosiłam.
Kiedy w końcu się poddałam i znów położyłam głowę na jego piersi, doszłam do wniosku, że nigdy już nie usłyszę bicia jego serca. Nigdy go nie pocałuję anie nie obejmę.
- Evie.. - usłyszałam za plecami, ale nie zareagowałam. Głos należał do osoby, która odebrała mi już wszystko. Począwszy na wolności, kończąc na miłości. - Podnieś się Evie.
Mój szloch rozniósł się echem po pomieszczeniu.
- Evie wstań. - Louis nie dawał za wygraną.
Kilka sekund później poczułam jego silne ramiona obejmujące mnie pod pachami, próbowałam mnie od n i e g o odciągnąć. I to zadziałało jak wyłącznik. Wyłącznik dla moich wcześniejszych zahamowań, a włącznik dla histerii. Krzyczałam, kopałam i płakałam jeszcze głośniej, byleby tylko pozwolił mi przy nim zostać. Ani śniłam go zostawić.
- Nie, nie, nie, nie!
Wreszcie mu się udało, odszedł więc na drugi koniec pokoju i osunął się po ścianie, widząc, że dalej się wyrywam, objął mnie w pasie, a nogi zabarykadował swoimi. Byłam w klatce. Uwięziona przez jego umięsnione ciało.
- Proszę. - wyszeptał mi do ucha smutnym głosem. - Nie zachowuj się tak bo nie chcę na to patrzeć.
Uniosłam dłoń i zakryłam nią usta.
Cała byłam w j e g o krwi.
- Przestań płakać Evie. Słyszysz? - miotał mną na wszystkie strony, czułam, że żałuje.
- Z..zabiłeś jedyną osobę, która liczyła się dla mnie na tym cholernym świecie. - powiedziałam na jednym wdechu, a uścisk zacieśnił się.
- Nie płacz. Po prostu nie płacz.
______________________________________________
Heloł :3
Zanim mnie zlinczujecie, dajcie się wytłumaczyć.
Więc: Tak to wyszło, że jednak nie wszystkie oceny zostały poprawione więc musiałam spiąć dupę i wziąć się za naukę ;_;
Bynajmniej... rozdział jest i mam nadzieję, że wam się podoba.
Co do Strange - jutro albo pojutrze :)
czytasz = komentujesz