poniedziałek, 29 grudnia 2014

More Uncivil Rozdział 29

"Kochać to niszczyć. Być kochanym to zostać zniszczonym"

Moja głowa pulsowała jak po wypici kilku drinków. Przeszkadzało mi nieznośne dudnienie i lekko stłumiony dźwięk dobiegający do moich uszu.
Uchyliłam powieki, ale mój wzrok pozostawał rozbiegany. Nie kojarzyłam co się ze mną dzieje, byłam kompletnie zbita z tropu. Jęknęłam, próbując podnieść się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że obrazy za oknem poruszają się. Jakby na zawołanie usłyszałam charakterystyczny dźwięk pocierania opon o asfalt. Czy to oznacza, że byłam w samochodzie?
- Nareszcie wstałaś - usłyszałam nonszalancki głos należący do dobrze mi znanej osoby.
Gwałtownie obróciłam się w jego stronę, co okazało się złym pomysłem, gdyż moje kości i mięśnie zastały się po dość długim siedzeniu w jednej pozycji i odezwały się ostrym skurczem. Skrzywiwszy się, zapytałam:
- Louis? Co się dzieje? Gdzie my jesteśmy?
Chłopak udawał, że mnie nie słyszał. Jego wzrok skupiony był na drodze, która wydawała się dość pustawa.
- Do cholery! Pytam, gdzie jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy! - rzekłam zachrypniętym głosem.
Nadal bolała mnie głowa, ale musiałam to zignorować, gdyż byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia.
- Uspokój się, skarbie - parsknął. - Nie chciałaś po dobroci, więc z Liamem musieliśmy skorzystać z planu B - uśmiechnął się tak, jakby powiedział żart zrozumiały tylko dla niego.
- Coś ty zrobił...
Zacisnął dłonie na kierownicy i dodał gazu, przez co poleciałam na siedzenie i uderzyłam w nie plecami. Ostry ból rozszedł się od szyi w dół. Naprawdę zapragnęłam go zabić.
- Powiedziałaś, że nie wyjedziesz z Nowego Jorku, tak? Nie mogliśmy tam zostać, bo to nie skończyłoby się dobrze. Tak, jak mówiłem, upozorowaliśmy twoje samobójstwo.
Przypomniałam sobie, że właśnie tak mieliśmy opuścić Amerykę - samobójstwo i szybka ucieczka.
Mimo wszystko, dalej nie rozumiałam, jak znalazłam się w tym aucie.
- Louis...
*6 godzin wcześniej*
Słysząc trzykrotne pukanie do drzwi, podszedłem, aby je otworzyć. Do pokoju wparował Liam - ubrany cały na czarno z kilkudniowym zarostem i irytującym uśmieszkiem na ustach. Denerwowało mnie, że jest mu do śmiechu, kiedy dzieją się te wszystkie rzeczy.
- Masz? - zapytałem szeptem, wiedząc, że Evie śpi w pokoju obok.
Liam wsadził dłoń pod kurtkę z wyciągnął przezroczysty słoiczek, który do połowy wypełniony był żółtawą substancją.
- Oddaje to tobie, bo nie wiem, jak się do tego zabrać - stwierdziłem.
- A gdzie jest dziewczyna?
- Chodź.
Zaprowadziłem go do jej pokoju. Evie spokojnie spała, zwinięta w kłębek i nie przeczuwała, że chcemy ją otruć. Brunet uklęknął przed nią i odgarnął włosy z twarzy. Lekko mnie to zirytowało. Tylko ja mogę dotykać ją w ten sposób.
- Daj mi jakąś chusteczkę.
Szybko podałem mu kawałek materiału i niepewnie zmarszczyłem nos.
- Wiesz, ile tego potrzebujesz?
- Na oko - odparł obojętnie. - A co? Boisz się?
- Nie, tylko nie chcę żadnych skutków ubocznych.
Usiadłem na podłodze obok niego i zabrałem się do przeglądania zawartości teczki, którą ze sobą przyniósł. Roiła się od pistoletów, ale dopatrzyłem też noże i pliki gotówki.
- Każda trucizna ma skutki uboczne, Louis.
Powaga z jaką mówił nakazała mi zaprzestać sprawdzania magazynku pewnego rewolwera i spojrzenia na przyjaciela. Przechylił butelkę i trzymana przez niego chusteczka przybrała ten sam odcień co płyn. W powietrzu uniósł się ostry zapach, od którego twarz sama się wykręcała.
- Dobranoc, Evie - rzekł i przyłożył materiał do nosa dziewczyny.
Kochana nawet się nie obudziła i nie zrobi tego przez następne kilka godzin.
- Ta teczka jest dla ciebie.
Wiedziałem, że powinienem podziękować, ale osoby takie jak ja nie robiły tego.
- Opłaciłeś kogoś?
- O! Dobrze, że o tym mówisz! Opłaciłem i myślę, że powinieneś się zbierać, bo tamten dzwonił już na policję. Za chwilę zbierze się tu niezła grupa ratowników i od razu zabiorą się do akcji. Im wcześniej wyjedziesz, tym lepiej.
Kiwnąłem głową i rozpocząłem przygotowania. Spod łóżka wyjąłem przygotowane wcześniej torby z rzeczami Evie i razem z aktówką wręczyłem je Liamowi.
- Zanieś je do samochodu, a ja wezmę Ev.
Chwile później zamknęły się za nim drzwi.
W kilku krokach znalazłem się przy uśpionej dziewczynie. Wyglądała naprawdę uroczo, ale nie miałem czasu, by się nad tym rozwodzić. Będę to robić, kiedy znajdziemy się daleko od Nowego Jorku.
-Będzie dobrze, mała.
Wsadziwszy ręce pod jej ciało, uniosłem ją. Głowę oparłem o swoje ramię, aby przypadkiem na skręcić jej karku i opuściłem pokój, a następnie cały budynek.
Dobrze wiedziałem, że drzwi były zamknięte, ale podejrzewałem, że przyjaciel już się nimi zajął. Wypuściłem powietrze i popchnąłem klamkę - zamek zaskoczył i byłem wolny.
Umówione auto czekało na zewnątrz, na chodzie w razie, gdybym musiał się szybko ewakuować.
Ułożyłem Evie wygodnie na siedzeniu pasażera i przypiąłem ją pasami.
Zależało mi, aby nic jej się nie stało podczas jazdy.
- Hej - poczułem klepnięcie w ramię. - Stary, nie lubię pożegnań.
Liam wyglądał na przybitego, ale jak zwykle ukrywał tą pod wyćwiczoną maską.
- Dobrze wiesz, że to nie jest pożegnanie. Za rok wszystko ucichnie i wtedy do nas przyjedziesz.
Jego śmiech dodał mi otuchy.
Może i byłem dupkiem, ale kochałem Liama jak brata i ciężko było mi go zostawiać.
- Wiem, wiem, ale pamiętaj.. to ostatnie raz, kiedy ratuję ci dupę!
Słońce powoli już wschodził, więc zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Dzięki za wszystko, bracie.
Objęliśmy się, a to znaczyło więcej, niż tysiąc słów.
- Ucałuj Evie, kiedy się obudzi. Powiedz, że nie chciałem, ale groziłeś mi karabinem maszynowym.
- Do zobaczenia.
Usiadłem za kierownicą i spojrzałem na śpiącą brunetkę. Pomyślałem, że wszystko co teraz robię, dzieje się z jej powodu. Ona zmieniła całe moje życie.

*6 godzin później*

Mój żołądek skurczył się, a wszystko co jadłam kilka godzin wcześniej, niebezpiecznie zbliżało się do gardła.
- Zamilkłaś - stwierdził. 
Nie dałam się sprowokować i nieprzerwanie wpatrywałam się w krajobrazy zza szyby. Pola i lasy przewijały mi się przed oczami, a to sprawiło, że zaczęłam zastanawiać się, jak daleko od Nowego Jorku jesteśmy. 
Cała historia z naszym zniknięciem nie dawała mi spokoju. Kiedy Louis skończył opowiadać, moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, a chwilę później wypełniły się łzami. Naprawdę, jedyne czego wtedy chciałam to schować twarz w dłonie i płakać, nie przejmując się niczym innym. Ale nie mogłam się na to zdobyć. Myśl o tym jak komiczne jest moje życie, zdecydowanie hamuje potok łez. Zostałam porwana, spędziłam w ukryciu miesiące, popadłam w cholerny syndrom sztokholmski, zdecydowałam się na ucieczkę z mężczyzną, od którego to wszystko się zaczęło. Jakimś cudem oprzytomniałam i postanowiłam zostać, jednak co zrobił on? Uprowadził mnie po raz drugi. Życie ssie.
- Muszę się wysikać - rzekłam. - Dupku - dodałam po chwili i miałam ochotę przybić piątkę sama ze sobą. 
Louis zaśmiał się pod nosem, ale po chwili spoważniał i odchrząknął.
- Nie możemy sobie na to pozwolić, skarbie - zaczął. - No, chyba, że zadowala cię las.
Jęknęłam na myśl o dyskomforcie z tym związanym. Naprawdę nie chciałam tego robić, ale mój pęcherz wołał o pomoc. 
- Niech będzie. 
Już chwilę później włączył kierunkowskaz, który na tym pustkowiu tylko nas informował o zjeżdżaniu na pobocze. Kiedy tylko auto zatrzymało się, wysiadłam z pojazdu i udałam się wgłąb dziczy. Paprocie i skrzypy drapały moje kostki, a przy tym denerwowały mnie niemiłosiernie. 
- Evie!- usłyszałam niecierpliwy krzyk z oddali. 
Widziałam go opierającego się o maskę samochodu.Zapewne palił papierosa, czekając, aż wrócę. Zebrało mi się na śmiech, kiedy wyobraziłam sobie, jaką miałby minę, gdybym nagle zniknęła. I to było jak strzał w policzek. Ucieczka. Mogłam przedrzeć się przez las i jakoś dotrzeć do cywilizacji. Mój oddech przyspieszył, a adrenalina skoczyła. Zebrałam się w sobie, aby zacząć biec, a wtedy poczułam gwałtowne szarpnięcie, która powaliło mnie na ziemię. Uderzyłam dłońmi o grunt. Zbagatelizowałam drobne pieczenie i spojrzałam przed siebie. Najpierw zobaczyłam buty, nogi, a potem jego obojętną twarz. Zdawał się ignorować fakt, że jego reakcja sprowadziła mnie do jego stóp. Dosłownie. 
- Myślałaś o czymś, skarbie? - zapytał i łapiąc za brzeg różowej bluzy, postawił mnie na nogi jednym ruchem. 
Nie odezwałam się, ale lekkie przerażenie zagnieździło się gdzieś wewnątrz mnie.
Zbliżył usta do mojego ucha i wyszeptał:
- Myślałaś o ucieczce?
Mimo że bałam się  go jak cholera, nie mogłam ukryć faktu, że jego usta wyglądały tak apetycznie, że chciałam się w nie wgryźć, a to od razu przywołało wspomnienia naszych pocałunków. 
Musiałam naprawdę długo wpatrywać się w jego wargi, bo zaśmiał się ironicznie i szybko oplótł mnie w talii, przyciągając do siebie. Serce podeszło mi do gardła. Tętno wzrosło i wyczuwałam zbliżającą się falę podniecenia. Nie mogłam uwolnić się od jego cudownego zapachu i umięśnionych ramion. Westchnęłam i zatopiłam dłonie w jego włosach. Moja lodowa bariera zniknęła. Mruczał, całując linię mojej szczęki.
- Wiedziałem, że mi wybaczysz. - powiedział.
Chciałam zaprzeczyć, kłócić się z nim.
Ale wiedziałam, że mimo wszystko... to prawda.
Wybaczyłam mu, jednak nie wiem czy słusznie.

Znaleźliśmy się na polu kukurydzy. Wielkie rośliny otaczały nas z każdej strony, a to umożliwiało ukrycie auta. Oddalaliśmy się od niego na wschód, zmierzając do czegoś, o czym nie miałam pojęcia, ale bałam się spytać. Pogoda dopisywała, było ciepło i nie padało. 
- Louis! - krzyknęłam, kiedy zniknął mi z oczu.
- Nie krzycz - odpowiedział obojętnie. - Tutaj jestem - położył mi dłoń na ramieniu. 
- Powiesz mi dokąd idziemy?
Spojrzał się dziwnie, a ja założyłam ramiona na piersi. 
- A jak myślisz?
Musiałam wyglądać na naprawdę niejarzącą, bo westchnął i odpowiedział mi:
- Gdzieś tutaj my zjawić się człowiek, który użyczy nam swojego helikoptera.
Zmarszczyłam brwi.
- Kolejny dłużnik? Cholera, ile ty masz znajomych?!
- Wystarczająco, aby przewieźć nas bezpiecznie z Nowego Jorku na Alaskę. 
Na pieprzoną Alaskę! 
Czułam, że brakuje mi tchu, więc usiadłam na ziemi i spojrzałam w niebo. Alaska. Ten szalenie zimny stan. Czy to nie tam dochodzi do lawin śnieżnych? Miałam ochotę podejść do każdego kwiatka i ucałować go na pożegnanie, bo wątpie, że kiedykolwiek znajdę takie pod warstwą śniegu. 
- Dlaczego tam? - zapytałam przerażona.
- Uznałem, że tam będziemy niezauważeni. Nie bój się, to tylko na rok. Później zamieszkamy gdziekolwiek chcesz.
Jego zapewnienia nie pocieszały mnie ani trochę. Nie chcę przeprowadzać się na Alaskę! 
Odebrało mi mowę i wszelką chęć do życia. Nie pamiętam, kiedy helikopter wylądował niedaleko nas, ani kiedy Louis zaciągnął mnie na jedno z siedzeń. Oprzytomniałam dopiero, kiedy pola i lasy znikały z mojego pola widzenia, a my lecieliśmy w nieznane.


* ten sam czas; Nowy Jork*

W powietrzu unosił się zapach śmierci. 
Most roił się od ludzi wszelkiej maści. Reporterzy kłębili się z kamerami, próbując prowadzić wiadomości na żywo. Przechodnie wymieniali się plotkami na temat tego słynnego zdarzenia, a policjanci owijali przejście żółtą taśmą. Odpowiedni ludzie badali rzekę w poszukiwaniu ciała wśród glonów i śmieci. 
Było zimno i ciemno. 
Największa uwaga skupiała się na zrozpaczonym małżeństwie, które mimo zażytych środków uspokajających, nie umiało opanować emocji. Obok nich stało wiele opiekunów medycznych oraz policjantów. Odpowiadali za ich bezpieczeństwo. 
- Moje dziecko - powtarzała bez przerwy Connie Martin. 
Nie mogła przestać myśleć, że to wszystko jej wina. Gdyby tylko nie wyraziła zgody na studia, albo chociaż odwiedzała ją wcześniej. Gdyby była lepszą matką, jej córka nadal by żyła! Nie popełniłaby samobójstwa.
Komendant zbliżył się do barierek i spojrzał w dół, na ekipę poszukiwawczą. Jeden z nurków pokazał kciuk w dół, co znaczyło, że nie znaleźli ciała dziewczyny. Mimo wszystko jej śmierć była pewna. Przesłuchali świadka, który potwierdził, iż to właśnie Evie Martin stała na moście i płacząc, rzucała się do wody. Nikt nie przeżyłby tego upadku. Spojrzał na jej rodziców. Ich zgarbione ciała były pełne nadziei, której nie powinni mieć. Odchrząknął i przywołał wszystkich reporterów, jakich gościła ta ulica. Wszyscy ustawili się w dookoła jego i podstawiali mu pod nos mikrofony, a kamerzyści gotowi byli do kręcenia.
- Do tej pory nie znaleźliśmy ciała - mówił - ale mimo to jesteśmy pewni, że Evie Martin nie żyje. Popełniła samobójstwo, skacząc do rzeki. - Ludzie wzdychali i zasłaniali usta dłońmi, państwo Martin krzyczało i płakało. - Dzięki śledztwu wiemy, iż zmagała się z silną depresją, nie mogła zapomnieć o swojej przeszłości. Jesteśmy pewni, iż za jej śmierć odpowiada Louis Tomlinson, jej porywacz, którego ciągle poszukujemy. Dziękuje za uwagę.
Wsiadł do radiowozu i odjechał, zaciskając dłonie na kierownicy. Jedyne czego chciało to złapać go i ukarać.

______________________________________
WIEM.
PRZEPRASZAM.
Nie liczę na nic.


38 komentarzy :

  1. Nie będę mieć żadnych pretensji bo myślę, że każdemu może się zdarzyć "małe" opóźnienie,a jedynie co napisze to, że świetny rozdział i czekam na nn, z bólem napisze, że chyba ten ostatni :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały :*
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera. Biedni jej rodzice. A Alaska źle mi się kojarzy (if U know what I mean).
    Świetny rozdział :) mam nadzieję, że następny będzie miał nieco mniejszą obsuwe :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to <3 I nie przejmuj się, miałaś dużo na głowie, więc rozumiem, że nie mogłaś wcześniej napisać rozdziału:***

    OdpowiedzUsuń
  5. Ann dlaczego na nic nie liczysz i piszesz jakbyś miała poczucie winy? Jesteś człowiekiem jak każdy z nas, no może różnisz się tym że my jako czytelnicy kochamy to opowiadanie,śledzimy z zapałem każdą linijkę i widzimy ile wysiłku i rozmyślenia kosztuję każde słówko. Przyznam komentuje dopiero ten pierwszy raz ale śledziłam opowiadanie z otwartymi oczami jak pięciozłótówki. Nie przejmuj się,blog to nie twoje życie,może on tylko być częścią twojego blogspotowego życia a każdemu życiu należą się wakacje! Nie ważne na ile odpoczniesz,ważne jak piękne i dające dużo do myślenia piszesz rozdziały. Wiesz,dawno temu otworzyłam to opowiadanie i czytałam skrawek po skrawku i to stało się moim nałogiem. Zawsze podziwiałam Cię za każdą przemyślaną linijkę i opisy kiedy oddajesz emocje bohaterów. Dzięki tobie wiem jak wygląda prawdziwe przebaczenie,(też jak Evie jestem córką policjanta ;d). Odwzorowałaś w tym opowiadaniu prawdziwą rodzicielską miłość. Odwzorowałaś walczenie o marzenia i odwagę. Evie-dziewczyna o wielkim sercu,nigdy się nie poddała i walczyła o swoje marzenia. Dziękuję Ci kochana za te opowiadanie,chociaż jesteśmy ku zakończeniu to ja nigdy nie za pomnę owej,cudownej fabuły i autorki♥
    A przede wszystkim również pokazałaś że pewne uczucie może się zamienić w inne piękniejsze uczucie. Zemsta-miłość. Pokazałaś że nawet najokrutniejszy (i przystojniejszy ;p) bandyta może pokochać.

    Przepraszam że takie długie. ;p
    Pozdrawiam!
    Nicky~

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow to chyba moj ukochany rozdzial naprawde 😍 wogole to mam lzy w oczkach lel. Czekalam na rozdzial i tak jak zawsze sie oplacali!!! Kocham Cie❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział już sie nie moge doczekać następnego :) mam nadziej że będzie szybciej niż ten :) chociaż na ten warto było czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to udalo im się uciec, ciekawe czy beda mieli spokojne zycie na Alasce? Szkoda mi rodzicow Evie, przeżywają teraz najgorsze chwile, najpierw ich corka zostaje porwana a później jej śmierć.. Straszne. Ciekawe czy dojdzie do ich spotkania, czy juz na zawsze będą zyc z mysla ze stracili corke. Kurcze jestem tak bardzo ciekawa co sie wydarzy.
    Przy okazji zycze wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)
    Pozdrawiam Asiek.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski ♥♥♥ ale też troche przygnębiający :( ale ładny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział świetny bardzo mi się podobał...nieźle to Louis wymyslil :-) cudo czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  11. Nareszcie, mam nadzieję, że skończysz do końca stycznia z Uncivil. Powodzenia i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny, cudowny,chcę więcej... wszystkiego dobrego w 2015 roku (przepraszam ale nie mogłam edytować więc zmuszona byłam usunąć)
    zapraszam http://still-the-one-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział :) Warto było czekać :D
    Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award :D
    Zapraszam do mnie - znajdziesz tam wszystkie pytania ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak zwykle cudowny.
    Strasznie bałam się, że już nic nie napiszesz, a to by mnie zabiło, bo kocham twój styl pisania i kocham ciebie. Każde twoje ff jest dla mnie niesamowite i nie moge ich nie kochać.
    Od czas Strange tak strasznie sie zmieniłaś, na lepsze oczywiście. Widać to w twoim stylu.
    Kocham cię, naprawdę doceniam pracę nad tym blogiem. Czekam na następny rozdział i nowe fanfiction, które jak każde inne będzie oryginalne i cudowne. Nie przejmuj się opóźnieniem, na takie cudo warto czekać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wróciłaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę <3 xoxo

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeju!! Codziennie dzień w dzień sprawdzałam czy jest już rozdział i już traciłam nadzieję. a tu BAM i jest rozdział! <3 Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  19. no wreszcie doczekałam się kolejnego rozdziału .... :)))
    i nie zawiodłam się jest świetny :)
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  20. doczekaliśmy się kolejnego rozdziału, i to jeszcze jakiego :* nie zawiodłas nas w żadnym razie :D z niecierpliwością czekam na kolejny ;) pozdrawiam ^_^

    OdpowiedzUsuń
  21. Słuchaj, każdy ma chwile słabości. Nie jesteś cholernym robotem że na rządanie masz pisać. Robisz to dla siebie, tak? Po prostu niektórzy są zbyt zdesperowani aby to zrozumieć

    OdpowiedzUsuń
  22. Super rodział :**, tylko szkoda że następny będzie ostatnim :(( a to że było opóźnienie to zrozumiałe że nie miałaś czasu i miałaś dużo na głowie, mam nadzieje że rozdział pojawi się szybciej niż ten (chodź warto było czekać :D) i przedłóżysz blog o pare rodziałów :) , pozdrawiam i Pijanego Sylwka :**

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie przejmuj sie, zawieszenie każdego spotyka ;] Rozdział jest cudowny tylko cholernie mi szkoda rodziców Evie :c biedni ;/ Jestem strAsznie ciekawa jak to wszystko się skończy. Nie zdziwiłabym się gdyby nagle był zwrot akcji taki mega hahaah xd Mam nadzieje, że Lou i Evie skończą razem i tak <3 Albo złapią Louis'a i Evie popełni samobójstwo ;o i to bedzie tak jak wyzej: samobójstwo z powodu Louis'a Tomlinsona. Tylko ze tym razem z powodu że go za bardzo kochala. I tym razem naprawde zginie. Bym sie chyba poryczala gdyby takie cos bylo D:

    OdpowiedzUsuń
  24. Rozdział cudowny.
    To nie twoja wina że spadły na ciebie problemy rodzinne.
    Jesteśmy z tobą xx

    OdpowiedzUsuń
  25. Czekam na kolejny z niecierpliwością <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetny:* Zapraszam do mnie http://jeden-kierunek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Nominowałam cię do liebster awards http://jedzalbogin.blogspot.com/p/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie ważne że z opóźnieniem.
    Jeju tak cię uwielbiam, dech w piersiach ohhh cudownie, naprawdę nie wiem co pisać! Jesteś najlepsza <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  29. Czekałam i doczekalam sie wspanialego roz działu. Wowo. Evie to głupia idiotka hahahaha. A louis omg moj kochany przestępca kocham to ff i z niecierpliwoscia czekam na następny xo @niallzhuug

    OdpowiedzUsuń
  30. Genialny rozdział! Po prostu AREWRQEWAFRGVA *.* Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału i życzę duuuuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  31. Brak mi słów. Ten rozdział cholernie mi się podoba. :D Louis jest czasami fajny, ale zaś innym razem jest takim cholernym dupkiem, który musi mieć wszystko to czego chce. Uwielbiam go w tym opowiadaniu. xd
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :D
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie mam słów żeby wyrazić moje uczucia co do Louisa! Jak on mógł tak ją normalnie porwać, no! On jest psychicznie chory i już. I Alaska? Normalnie... Nie wiem co mam napisać.. Dupek z Louisa i tyle w tym temacie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Maryjoooo ! Kocham, kocham i pragnę więcej ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  34. "Kochać to niszczyć. Być kochanym to zostać zniszczonym"
    Widzę, że jesteś fanką twórczości Cassandry Clare <3

    A co do rozdziału - świetny. Tego się nie spodziewałam. To pożegnanie Liama i Louisa - omg.

    No dobra, idę czytać ostatni rozdział i mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.

    Ślimuśia xx

    OdpowiedzUsuń